Pewnego wieczoru, w ramach rytuału pod tytułem „coś by się obejrzało”, siadłem na kanapie z pilotem w ręku. Godzinę później… nadal byłem na ekranie głównym Netflixa. Oglądałem zwiastuny. Czytałem opisy. Porównywałem oceny. Po 62 minutach intensywnego scrollowania zasnąłem – nie z nudów, lecz z przeciążenia. Rano obudziłem się z wrażeniem, że byłem uczestnikiem jakiegoś eksperymentu psychologicznego. I może… byłem?
Bo oto jesteśmy: pokolenie, które ma wszystko, ale nie wie, co wybrać. I wiesz co? To nie tylko kaprys współczesności. To pełnoprawny egzystencjalny dramat z nutą tragikomedii.
Lęk egzystencjalny, czyli „co ja robię ze swoim życiem?” między jedną kawą a kolejnym deadline’em
Nie wiem, czy to kwestia poniedziałkowych poranków, czy faktu, że social media przypominają nam co 10 sekund, że ktoś właśnie przebiegł ultramaraton w Patagonii i założył start-up w tej samej dobie. Ale to uczucie… takie nie do końca konkretne, ale gniotące pod mostkiem. To lęk egzystencjalny – psychiczny Big Mac, który serwuje nam świadomość.
Filozofowie – wiadomo, ci od trudnych słów i dramatycznych spojrzeń – już dawno rozkminili ten temat. Kierkegaard na przykład uważał, że lęk to „zawroty głowy wolności”. Piękne, prawda? Tylko że ja mam zawroty głowy już po otwarciu menu w restauracji z dwunastoma rodzajami pizzy.
Skąd się bierze ten cały lęk?
Bo wiemy, że umrzemy. Sorry za spoiler, ale nikt z nas nie ucieknie przed finałowym napisem „The End”.
Bo mamy wybór. A z wyborem wiąże się odpowiedzialność. I FOMO.
Bo nikt nam nie powie, jak żyć. Kiedyś był zestaw: rodzina, dom, praca, emerytura. Teraz? Możesz być cyfrowym nomadem z laptopem w Tajlandii albo rzeźbiarzem lodu w Bydgoszczy.
I co teraz?
Wybór to nie przywilej. To klątwa z opóźnionym zapłonem
Kiedyś były trzy kanały w TV, jedna lodówka do wyboru i jedne dżinsy na osiedlu. A teraz? Dżinsy muszą być „vintage slim tapered high-rise stretch eco conscious washed black faded”, a Ty masz się w tym odnaleźć, jakbyś miał doktorat z mody.
Psycholog Barry Schwartz nie owijał w bawełnę. W swojej książce The Paradox of Choice tłumaczy, że więcej opcji wcale nie oznacza większego szczęścia. W praktyce to tak, jakbyś próbował zdecydować, którą pizzę zamówić z menu, gdzie jest 137 wariantów – a potem i tak masz wrażenie, że ta z szynką serrano i rukolą mogła być lepsza niż Twoja.
Objawy tego szaleństwa?
Decyzyjny paraliż. Patrzysz, porównujesz, analizujesz – i nic nie robisz.
Wieczne niezadowolenie. Bo może jednak inna decyzja byłaby bardziej „instagramowa”?
Psychiczne wyczerpanie. Bo każda decyzja to mikroegzamin z sensu istnienia.
A filozofowie na to: „Witamy w klubie, stary znajomy lęku!”
Nie ma się co łudzić – filozofia nie da Ci instrukcji obsługi życia. Ale może dać… dobre towarzystwo w tej absurdalnej podróży. Kierkegaard, Sartre i Camus to trzej muszkieterowie lęku. Zamiast go wypierać, oni go oswoili – jak dzikiego kota, co raz drapie, raz mruczy.
Ich podejścia w pigułce:
Kierkegaard: Lęk to znak, że jesteś wolny. A wolność – choć piękna – bywa przerażająca.
Sartre: Skazani jesteśmy na wolność. Nie ma „bo tak trzeba” – jest tylko to, co Ty zdecydujesz.
Camus: Życie jest absurdalne. Ale zamiast płakać w kącie, buntuj się, śmiej się i twórz własne zasady.
Okej, ale co z tym zrobić? Czy da się jakoś ogarnąć ten lęk i nie oszaleć przy wyborze szczoteczki do zębów?
Spoiler: da się. Może nie pokonać na zawsze, ale na pewno zaprzyjaźnić się z własnym zagubieniem. Ja mam na to kilka patentów. Może się sprawdzą też u Ciebie:
Sprawdzone sposoby od człowieka, który spędził 3 dni wybierając fotel biurowy:
Zawężenie opcji. Daj sobie trzy możliwości. Nie piętnaście. Życie to nie showroom IKEA.
Rozmowa z kimś, kto zna Cię lepiej niż algorytmy TikToka. Serio, czasem wystarczy telefon do przyjaciela.
Zgoda na niedoskonałość. Nie każda decyzja musi być idealna. Czasem „wystarczająco dobra” to mistrzostwo.
Ćwiczenia z uważności. Brzmi jak banał? Może. Ale te 10 minut skupienia ratuje psychikę bardziej niż piąta kawa.
Filtr wartości. Co dla Ciebie naprawdę ma znaczenie? Jeśli to spokój, to po co sobie fundujesz chaos?
Puenta z przymrużeniem oka (ale serio-serio): Życie to nie Excel, nie wszystko da się rozplanować
Pewnie, że chcielibyśmy mieć pewność. Idealny scenariusz, zero błędów, perfekcyjne wybory. Ale życie to bardziej „impro” niż „PowerPoint”.
Więc czasem warto wybrać cokolwiek – film, ścieżkę, relację – i po prostu zobaczyć, co się stanie. Nie jesteśmy maszynami. Nie jesteśmy Netflixem. Jesteśmy chaotyczni, pełni wątpliwości i… piękni właśnie przez to.
Albo jak powiedział pewien norweski filozof, którego nazwiska nikt nie pamięta, ale którego cytat obleciał Twittera:
„Nie wiesz, co wybrać? Wybierz coś. Reszta to historia.”